Parę rzeczy znalezionych w CAW

Życie nie znosi próżni, więc w oczekiwaniu na fotografie i dokumenty, które pozostały po rodzinie Sieroży, napiszę choć trochę o tym, co znalazłam w Centralnym Archiwum Wojskowym w Warszawie, tuż przed tym, zanim pojechałam do Chełma. Zanim dowiedziałam się, że już latem 1920roku ożenił się z Marią Jednorał.

Przeglądałam rozkazy dzienne od 1934 roku. Przez dwa dni spędziłam w Archiwum 16 godzin – w tym tylko w sumie półtorej godziny przerw. Nie czułam zmęczenia. Tylko od wpatrywania się w czasem ledwie widoczne pismo maszynowe wzrok mi strasznie szwankował. Za każdym razem, kiedy trafiałam na nazwisko Mirowski, serce biło mi szybciej. Odczuwałam dumę, kiedy przeczytałam, że 6 marca 1934r. na walnym zebraniu członków Kasyna Podoficerów Zawodowych 7 pp Leg. większością głosów wybrano go na członka Podoficerskiego Sądu Koleżeńskiego (w sumie Sąd liczył 7 osób: Przewodniczący, 4 członków, 2 zast. członków). Zresztą rok później, 27 lutego 1935r. wybrano go ponownie. Musiał cieszyć się szacunkiem kolegów. Naprawdę byłam z niego dumna! Zwłaszcza, że dwa dni po tych wyborach, pod datą 8 marca 1934 roku przeczytałam, podpisane oczywiście przez dowódcę pułku, słowa:
„Udzielam pochwały podoficerom pułku jako najlepszym instruktorom wyszkolenia strzeleckiego w okresie zimowym”. Po czym wymieniono 11 podoficerów z 1, 2, 3, 7, 9 i 11 kompanii i 1 komp. k. m. Starszy sierżant Sergiusz Mirowski został wyróżniony jako jedyny podoficer z 7 kompanii. Dowódca nadmienił jeszcze, że „wszyscy podoficerowie powinni czerpać z przykładu wymienionych kolegów, by w przyszłości im dorównać, a temsamem podnieść poziom wyszkolenia strzeleckiego.”
Podobną pochwałę otrzymał jeszcze raz w tym samym roku, jako jeden z dziewięciu podoficerów – 19 września – „za wzorowe i sumienne spełnianie obowiązków instruktorskich przy wyszkoleniu strzeleckim”.
Znowu wypisałam sobie wszystkie daty, kiedy Sierożka miał służbę. Wypadała średnio raz – dwa razy w miesiącu. Bywały i miesiące bez służby.W 1934 pełnił ją dość często jako dowódca warty magazynu amunicji. Bywał też podoficerem służbowym pułku, a między 14 listopada 1934, a 5 czerwca 1935 pełnił funkcję pisarza dyżurnego.

Przy okazji różnego rodzaju pochwał, zawartych w rozkazach dziennych, a udzielanych różnym osobom, trafiłam też na taką, zapisaną 1 maja 1934r. :
” Na wniosek kwatermistrza pułku udziela się pochwały leg. Filjuszowi Norbertowi z 9. komp., który jako kucharz III baonu wyróżniał się uczciwą i sumienną pracą.
Polecam płatnikowi wypłacić wymienionemu nagrodę pieniężną w wysokości 5-ciu zł, z ryczałtu na wyżywienie ludzi.”
Nie wiedziałam jeszcze, czemu akurat ten rozkaz przykuł moją uwagę. Przerzuciwszy kilkanaście stron wiedziałam już dlaczego. Cztery tygodnie później, pod datą 28 maja, przeczytałam:
„Dowódca ukarał Filjusza Norberta z 7. kompanii 14-dniowym aresztem ścisłym za kradzież żywności z kuchni I baonu.”
No cóż – nie chwal dnia przed zachodem słońca – chciałoby się skomentować. Najwyraźniej zmiana kompanii wpłynęła też na morale legionisty Filjusza…

Innym razem moją uwagę zwróciła informacja, też z końca maja 1934 roku, że „Wyrokiem Sądu Rejonowego w Zamościu leg. Ozajko Karol został skazany na karę więzienia przez 6 miesięcy za bezprawne podjęcie paczki żywnościowej w urzędzie pocztowym nadeszłej dla leg. Palarza i zużycie jej do swych celów.”  Takie zapisy, choć dzisiaj wydają się nieco śmieszne, dają jakiś obraz tamtej rzeczywistości.

Oczywiście w rozkazach pojawiają się i inne ciekawostki. Na przykład, że zabroniona była kąpiel w rzece Uherce i tzw. gliniaku na Trubakowie. Kiedy powiedziałam o tym Pawłowi, który pochodzi z Chełma zdziwił się: „kto przy zdrowych zmysłach chciałby dobrowolnie wleźć do tego rowu?” A może Uherka była wtedy większą rzeką? W każdym razie dowódca zezwalał jedynie na korzystanie z basenu pływackiego miejskiego. Gdzie on był?
Pośrednio właśnie dzięki przeglądnięciu rozkazów dziennych dowiedziałam się, że latem 1934 roku miała miejsce największa powódź w międzywojennej Polsce, którą spowodowały opady między 13-17 lipca. Zniszczenia poczynione przez powódź były niewyobrażalne. Podobno dopiero powódź z 2012r. była większa od tamtej.
W sierpniu 1934r. dowódca pułku informował, że „Minister Spraw Wojskowych zezwolił w drodze wyjątku na udzielenie 14-dniowych urlopów rolnych podoficerom i szeregowcom służby czynnej pochodzących z miejscowości dotkniętych klęską powodzi. Podstawą do udzielenia urlopu jest prośba ojca lub matki skierowana do dow. pułku, potwierdzona przez starostę.” Urlopów tych udzielano między 20 sierpnia a 1 listopada.

A st. sierż. Mirowski wykorzystał swój 4-tygodniowy urlop wypoczynkowy między 2 a 29 czerwca tego roku. Niestety nie podano, inaczej niż we wcześniejszych latach, dokąd się udał. Jego córeczki miały już 6 i 7 lat. Halusia od września miała zapewne rozpocząć naukę w szkole. Szkoda, że nie mogłam zapytać żadnej z nich, dokąd jeździły z rodzicami na letnisko, albo czy może odwiedzały rodzinę w Czeladzi?
W Chełmie musiało w tym czasie być sporo biedoty. Po raz pierwszy, w tym właśnie roku – 1934- pojawiają się rozkazy takiej treści:
„W celu uniknięcia wałęsania się biednych dzieci po terenie koszar zabrania się wydawania im strawy w rejonie koszar. Kontrolę ma przeprowadzić podoficer inspekcyjny pułku – w czasie wydawania posiłków tj. 11-14.”
Powtarzano je z pewną częstotliwością. Widocznie jednak los biednych i głodnych dzieci poruszał jednak czyjeś serca, bo 16. marca 1936r. dowódca zarządził:
„Na dzień 19 marca godz. 14-17 oddaję do dyspozycji Rodziny Wojskowej kuchnię i salę jadalną III baonu celem urządzenia bufetu dla biednych dzieci. Bufet będzie urządzony kosztem Rodziny Wojskowej.”

Oczywiście musiałam się dowiedzieć, czym była ta Rodzina Wojskowa. Organizacja powstała w 1925 roku, a praca w niej była potrzebą i zaszczytem dla żon, matek i córek żołnierzy zawodowych. Cieszyła się dużym uznaniem i autorytetem w środowisku wojskowym i cywilnym. Być może i Maria, żona Sieroży też się tam udzielała? Musiała być osobą bardzo religijną, bo chyba właśnie z domu dziewczynki wyniosły tę cechę. Już jako starsze panie codziennie szły pod rękę ze swojego mieszkania w pobliżu Gmachu na Mszę o osiemnastej do Kościoła Mariackiego, zwanego kościołem na Górce. Tak je zapamiętała znajoma Halusi Mirowskiej, która niedawno trafiła na to moje pisanie o ojcu sióstr Mirowskich. O moim i Andzinym Sierożce…

 

4 myśli na temat “Parę rzeczy znalezionych w CAW

    1. Bardzo Ci dziękuję za ten komentarz, bo szczerze mówiąc – mam trochę wyrzuty sumienia męcząc czytelników takimi wpisami. Tu nie ma tej wielkiej miłości, zdrady i tego, co chwyta za serce. Ale byłoby mi strasznie żal, gdybym to zachowała tylko dla siebie. I masz rację – to właśnie daje obraz życia w tamtych czasach.

      Polubienie

  1. Jakbym tam w tym Chełmie była i te biedne dzieci pętające się po koszarach widziała. Same ciekawostki, jak z tą powodzią w 34-tym. Z moich brat mego dziadka Mietek był wtedy zawodowym oficerem i drugi brat Kazimierz – ale ten już w sztabie Głównym, Ciekawe jak jeszcze wojsko pomagało powodzianom?
    Serdeczne pozdrowienia ślę 🙂

    Polubienie

Dodaj komentarz